wtorek, 27 kwietnia 2010

Cheesburgery! a jak!

Człowiek jest słaby. Człowiek ma czasami dziwne potrzeby. Człowiek czasami potrzebuje MIĘSA! Gdy długo już ograniczamy nasze szaleństwa kulinarne, pojawia się, przynajmniej we mnie, pewna żądza wpadnięcia do McDonalda i zeżarcia "Royale with cheese". Nie jest to dobre, nie jest to właściwe i na pewno nie jest to warte swoich pieniędzy. Więc nie pozostaje nic innego jak tylko podejść do tematu samemu. Jedzenie to wywodzi się oczywiście wprost z najbardziej potępieńczych czeluści piekła, gdzie trafiają wszyscy szefowie kuchni, którzy w akcie ostatniej złośliwości dla świata wymyślili fast food. Jeśli chcemy trafić na miejsce na ziemi gdzie tradycyjną potrawą jest hamburger to oczywiście musimy odwiedzić suburbia USA - tak samo złe i potępieńcze. Jak w wielu innych przypadkach dań regionalnych, każda rodzina w suburbiach ma swój własny sposób na przygotowanie mięsa, a nawet całej kanapki. My również mamy własny przepis:

Hamburger z serem


Składniki:
  • wołowe mięso mielone (ok 400 g/ 2 osoby)
  • 4 bułki pszenne
  • cebula (1 duża)
  • sos BBQ
  • jajko
  • ogórek konserwowy
  • ser gouda (4 solidne plasterki)
następne składniki zależą już od własnych preferencji:
  • papryka
  • pieczarki
  • musztarda
  • sos BBQ
  • majonez
  • sałata
  • bekon, itp
Oczywiście ideałem byłoby również przygotowanie samemu bułki sezamowej, ale oczywiście zajmuje to o wiele więcej czasu, a i Ania darzy "puchate bułki" pewnym sentymentem.
Przygotowywanie zaczynamy od mięsa. Mieszamy mielone w dosyć pojemnej misce - najlepiej łapkami. Wbijamy jajko i mieszamy łącząc z mięsem. Solimy, pieprzymy, dodajemy łyżkę sosu BBQ. Odradzam alkohol, nada mięsu dziwny smak, odradzam też mieszanie bułki tartej, nie są to kotlety mielone - będą grillowane, nie smażone. Następnie siekamy cebulę na jak najmniejszą kostkę i mniej więcej 3 łyżki takiej cebuli mieszamy do mięsa. Odstawiamy mięso na jakiś czas. Ideałem będzie danie mu chociaż 30 minut, ale rozumiem jeśli poczeka tylko do nagrzania piekarnika. :D W piekarniku nagrzewamy grill, a jak ktoś jest Bonkers i ma grilla w domu to rozpala grilla. :P Przygotujcie sobie wszystko tzn. Pokroić ogórki, pieczarki, ser. W tym czasie powinien nagrzać się grill. Dzielimy mięso na części. Ugniatamy kulki i solidnie spłaszczamy - podczas pieczenia jeszcze się wybrzuszy, więc powinny być bardziej płaskie niż owalne. Mięso pieczemy około 25 minut, ale trzeba sprawdzać, bo wszystko zależy od mięsa, sposobu grillowania itd. Mięso od czasu do czasu trzeba też ścisnąć łopatką by tłuszcz wyciekł, oraz by zachować kształt. Gdy mięso będzie już dochodzić radzę wziąć górę bułki, posmarować oliwą z oliwek, natrzeć czosnkiem z deka i ułożyć ser. Ser się roztopi a bułka stanie się lekko chrupiąca.
Reszta zależy już od Waszej inwencji. Można nawet jeść nożem i widelcem jak ktoś jest ekstremalny :D.

Jest to odcinek archiwalny, hamburgery zostały zjedzone pod koniec stycznia - żadne diety nie ucierpiały podczas dokumentowania tego odcinka.

środa, 21 kwietnia 2010

Pascal po prostu gotuj...

Na początek mała dygresja :P a propos Pascala. Dawno temu, gdy pierwszy raz byłem u pewnego Dzast Frienda w domu uwagę moją przykuł ciekawy dyplom zawieszony w kuchni. Potwierdzał on fakt ukończenia szkoły gotowania Pascala przez Panią Domu. Ładniusi dyplom, wisiał w rameczce i informował o wyrafinowaniu pokarmów serwowanych w tym Domu. Nie były to czasy medialnej działalności Pana Pascala, więc oprócz graficznych wodotrysków dyplomu nie było żadnych przesłanek by zachwycać się specjalnie. Nigdy nie miałem okazji sprawdzić umiejętności Abiturientki; oprócz inspekcji warsztatu. Zawsze gdy jestem u kogoś pierwszy raz ciekawość gna mnie do kuchni, od razu można powiedzieć jakie kto ma podejście do kulinariów. Szczerze powiedziawszy w zwiedzanej kuchni nic nie wskazywało na specjalne podejście do Sztuki. Ale nic to. Wspomnę tylko, że przepisy Pascala nie robią na mnie wrażenia. Nie sprawiają, że mam ochotę rzucić się do kuchni, czy do sklepu. Sam format programu również jest dla mnie odrzucający - nie wychodzi Panu Pascalowi bycie Olivierem. Co innego programy Mistrza Makłowicza.

...and now for something completely different!

Z racji dość częstego odwiedzania Empiku, i notorycznego mijania regału z książkami kucharskimi ostatnio trafiłem na coś kompletnie nowego. Zawsze szukałem dobrej i kompletnej książki o kulturze kulinarnej Japonii. Uwielbiam ich kulturę, zarówno tradycyjną jak i współczesną. Trudno powiedzieć co takiego przyciąga Japończyków i Polaków, ale zarówno w Polsce jak i w Japonii są spore grupy fascynatów orientalnej kultury odpowiednio Japońskiej i Polskiej. Warto za pomocą google translate obejrzeć japońskie forum dotyczące przygotowywania bigosu :P. W Polsce nie jest jeszcze popularna turystyka gastronomiczna, ale właśnie wydawnictwo Pascal wydało kilka takich książek kucharskich/przewodników kulinarnych. Nie szukałem książek typu Sushi, gdzie są przepisy na maki i sashimi, z obrazkami jak wachlować ryż. Chodzi mi o prawdziwą kuchnię narodową, wraz z opisami regionów, czy historii potraw. Och jak ja się naszukałem takich książek! Właśnie dziś postanowiłem połączyć przepis z kuchni japońskiej i uwaga! Soutch Beach :P Właśnie tak!

Yakitori z kurczaka

2 osoby
Składniki:

  • 1 pierś drobiowa
  • 1 szczypior
  • duża papryka czerwona
  • 1 średnia rzodkiew wczoraj zastąpiona kabaczkiem
  • 1/3 szklanki sosu sojowego
  • 3 łyżki wina ryżowego
  • 2 łyżeczki ciemnego sosu/oleju sezamowego
  • 2 łyżeczki startego imbiru lub 4, 5 szczypt suszonego
  • 3 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę
  • 4 szpadki do szaszłyków
Pierś pokroić na kwadraty o boku 2,5 cm - mniej więcej. Przygotować sos mieszając sos sojowy z winem, sosem sezamowym, imbirem i czosnkiem w misce. Wrzucić mięso do zalewy, pomieszać i odstawić zapewniając anty kocie zamknięcie - w przypadku braku kota, oczywiście wpierw zaopatrzyć się w kota... albo trzy. W czasie gdy mięso się marynuje kroimy na takie same kwadraty paprykę, kabaczka kroimy w cienkie plasterki, a szczypior na 2,5 cm kawałki. (Radzimy posolić kabaczka z obu stron i po okuło 10 minutach przepłukać wodą - to pozbawi go goryczy) Nagrzewamy piekarnik.
Kiedy już będziemy tak głodni, że za 15 minut zjemy wcześniej nabyte koty, nadziewamy wszystkie składniki na szpadki i pieczemy.Gdy kurczak się upiecze będzie gotowe. po wyjęciu radze polać wszystko sosem z zalewy. Szczelne otoczenie marynowanego kurczaka warzywami sprawia, że dzieli się z nimi smakiem, a sam pozostaje niesamowicie delikatny i wilgotny. Jako rekomendacja niech posłuży fakt, że wczoraj z Anią prawie się nie pobiliśmy o ostatnie kawałki. Smacznego!

niedziela, 18 kwietnia 2010

Prostota w kuchni

Uwielbiam gotować. Procesy łączenia smaków, chemii na żywo, przemiany materii i zmian stanów skupienia są jak magia. Mimo, że korzystam z przepisów wygrzebanych i zasłyszanych - zawsze, ale to zawsze dodaje coś od siebie. Nie mogę się oprzeć. Praktycznie nie jestem w stanie trzymać się przepisu od a do z. Można powiedzieć, że w tym momencie dochodzi do głosu osobowość i kreatywność jednostki podczas gotowania. Dobór składników, proporcji, przypraw, czasów, temperatur czy narzędzi. Wszystko odbija się na smaku. Dlatego trzeba na wszystko uważać. Moja Mama wieży, że ma nawet znaczenie w która stronę uciera się cukier. Gdy przyprawiam np. mięso często kieruję się po prostu wyczuciem. Wierzę mocno w pewien automatyzm i podświadomą pracę naszych umysłów. Odrywając się od spraw ideologicznych - tak czy siak, dobry kucharczyk zna smaki i zapachy różnych składników, i dla mnie to jest piękne - poszukiwania smaków w zapomnianych krainach to moje marzenie. Jest jednak następny kręg wtajemniczenia. Współgranie i harmonia smaków, zaczerpując terminologię muzyczną. Gdy chcemy harmonizować nasze utwory/potrawy musimy trochę też znać ich współbrzmienie/współsmak (?), czyli dalej używając tej metafory: gdy chcemy stworzyć utwór na orkiestrę powinniśmy wiedzieć jak brzmią same smyczki z fortepianem, a jak bębny z dętymi. Dziś właśnie o tym, czyli jak osiągnąć następny krąg wtajemniczenia kulinarnego ;P
Przepis jest zaczerpnięty wprost od Pani Marty Gessler, którą darzymy tu wielką estymą, ale umówmy się, że nie jest to coś na co nikt inny by nie wpadł.

Gruszka z serem camembert

Składniki:
2 osoby

  • 2 Gruszki
  • 2 serki Camembert najlepiej oryginalne

Gruszkę obieramy i pozbawiamy gniazda z nasionami.
Ser w całości podgrzewamy tak by nie pękł, ale w środku był możliwie płynny.
Jako, ze danie jest typową przystawką, bądź deserem, można wsadzić ser do jeszcze gorącego piekarnika po przygotowanej innej potrawie. Ser będzie gotowy gdy skórka podniesie się do góry, lub gdy lekko zapadnie do środka.

Nie jestem pewien, czy ktokolwiek rozumie co mam na myśli. Jest pewna subtelna różnica między harmonią smaków a smakowitością dania. Gulasz wieprzowy z kaszą gryczaną może być smaczny - smakowity, ale nie jest to harmonia smaków. Ser i gruszka idealnie się dopełniają smakowo. Nie jest to smak camemberta i gruszki tylko zupełnie nowy smak. Właśnie na tym to polega. Tak samo jest z winogronami i kozim serem. Zupełnie nowa jakość - słono/mdły ser nabiera słodkiego smaku winogron i staje się Winogrokoziserem - jak by to pewnie Niemcy nazwali. Polecam zabawę smakami!

ps. Niemcy pewnie też nie nazwali by tego harmonią smaków czy smakowitością, raczej ukuli by określenie typu Vorsprung czy coś... ;)

piątek, 16 kwietnia 2010

Wiosenne wariacje

Gdy powoli słoneczne dni zaczynają dominować w miesiącu inaczej zaczynamy myśleć o jedzeniu. Jest to pewnie trochę uwarunkowane genetycznie, lecz skutkiem tego jest podświadoma zmiana diety. Już nie szukamy gorących i tłustych mięs a gorące herbaty zamieniamy na napoje z palemką. Dziś sałatka ze świeżym szpinakiem. Sałatka szpinakowa z niebieskim serem i boczkiem podbiła nasze podniebienia u Karoliny. Z początku byłem sceptyczny - na mój gust za mało składników. Według mojej szkoły myślenia sałatka musi mieć dużo składników i być odpowiednio doprawiona sosem, by uzyskała indywidualny smak. Sposób w jaki spożywamy sałatki sprawia, że każdy kęs może mieć inny smak - sos daje każdej porcji wspólny mianownik. Czasami problemem jest jakość składników - szczególnie w sałatkach z zieloną sałatą. Jest ona często "pędzona" jakimiś azotanami, czy po prostu głęboko zakopana pod folią wypada blado, dosłownie, blado w stosunku do tych świeżych z babcinego ogródka. Ciemnozielonych, o dużych, grubych liściach. Dlatego czasem dania w stylu sałata + np kiełki, czy rzodkiewka wypadają dość krucho. Dla lepszego zrozumienia sprawy, którą próbuję opisać spróbujcie przypomnieć sobie zwykłą mizerię. Boże ile ja bym dał za taką mizerię z moich wspomnień. Ogórek zerwany z ogrodu przez okno z kuchni, śmietana zebrana z wierzchu mleka. A teraz wyobraźcie sobie, że robicie to samo z ogórkiem z marketu i śmietaną marki "1". Musieliby mi płacić za zjedzenie tego... Na szczęście szpinak można kupić w całkiem niezłej kondycji. Zwłaszcza na bazarkach gdzie miła pani z warzywniaka dba o to by nie był zgnieciony, czy wysuszony. Kupiony w kępach a nie w kawałkach przeżyje dłużej! Szpinak daje super smak. W sałatce przechodzi aromatem orzechów, czy w naszym przypadku nasionami słonecznika. Ser za to wchodzi w reakcję z boczkiem i we czwórkę tworzą niepowtarzalny smak. Na prawdę wytrawny i ciężki smak - wytrawna sałatka, to dobre określenie...

Wytrawna sałatka szpinakowa


Składniki:

  • Szpinak
  • Ser pleśniowy niebieski
  • orzechy pekan, ew nasiona słonecznika
  • cieniutkie plastry boczku
  • pieprz kolorowy, majeranek, inne wg uznania

Problem z przepisem na sałatkę jest taki, że proporcje są bardzo indywidualne. Ja wolę by było więcej sera i orzechów. Karolina preferuje więcej szpinaku. Po prostu trzeba sprawdzić swoje preferencje.

Niezbędne przygotowania:
Rozgrzać grill w piekarniku. W tym czasie umyć dokładnie szpinak i pozbawić łyka. Ułożyć kawałki boczku na ruszcie i wytopić tłuszcz - sałatka poprzez ser i orzechy jest wystarczająco ciężka, a sam tłuszcz może zniszczyć smak innych składników, dlatego dodatkowo radzimy przesuszyć plastry ręcznikiem papierowym. Orzechy należy uprażyć na patelni - delikatnie i ciągle mieszając - przypalone będą niesamowicie gorzkie, a tego musimy uniknąć.
Na koniec wrzucamy wszystko do jednego pojemnika i mieszamy.

Smacznego!

środa, 14 kwietnia 2010

Pozostałości

Zawsze z Anią śmiejemy się z zawartości lodówek naszych rodziców. Zapracowani i zalatani ludzie kupują dużo i mało jedzą w domu. Jest tam tona rzeczy totalnie przeterminowanych. Tajemnicze pudełka próżniowe w których pracowite mikro cywilizacje wynalazły już koło, a nawet politeizm. Rekordy to kartonik mleka dla kota - 2,5 roku i jakieś 5 lat dżemu miętowego z Londynu.
Nie wiem czy jest to kwestia innych przekonań czy stosunku do żywności w ogóle, ale wiem, że my staramy się zostawiać jak najmniej resztek. Mamy czas na dokładne planowanie posiłków, no i żółwia który z największą przyjemnością zje kłąb z sałaty, liście rzodkiewki, czy kilkudniowego ogórka. Większość pozostałości to "odrzuty" od wcześniejszych dań. Czasami po serii zaplanowanych posiłków lodówka zaczyna wypełniać się miseczkami i talerzykami z drobnymi częściami papryki, pomidora, kawałkiem fety, cebuli czy kilkoma kaparami.
Wtedy właśnie moi rodzice na ten przykład czekają, aż rzeczona feta obejdzie się meszkiem. I albo spychają ją na tył lodówki nowo kupionymi rzeczami, albo powstrzymując się kolejne kilka dni wreszcie wyrzucają. Ja nie dopuszczam do takiej sytuacji. Moim ulubionym sposobem jest sałatka. Jest świetny sposób na takie danie, praktykowane przeze mnie kilka lat temu.

Sałatka "zalej jogurtem"

Warzywa siekamy, sałaty rwiemy wrzucamy do salaterki.
Jogurt naturalny mieszamy z ulubionymi ziołami - ja praktykowałem curry.
Stosujemy tak zwaną wkładkę czyli urozmaicacz - z pamiętnych i sprawdzonych: kurczak pieczony, indyk pieczony, bagietka pieczona, ziemniak gotowany, czy krojona feta, kuleczki mozzarelli czy moje ulubione: wszystko na raz :P
Mieszamy i odstawiamy na 13 min do lodówki. Nie dłużej, bo owoce puszczą sok i sałatka nie będzie już tak świeża i smaczna.

Sałatka "... a na to zasmażka"

Jest to mniej więcej ten sam typ co powyżej, lecz bez jogurtu. Za to silnie zachęcam do dorzucenia bakłażana, cukinii, cebuli czy szpinaku. Wszystko mieszamy, doprawiamy zielonymi przyprawami i ZAPIEKAMY - bezlitośnie i w piekarniku. ;)

Oprócz sałatek dobrym sposobem są eksperymenty kulinarne. Pozostałe kapary z sałatki wielkanocnej + feta z wczoraj + pomidor od śniadania = podwieczorek :]
Zawsze można coś wykombinować. Zachęcam do myślenia o pozostałościach w pozytywny sposób.
Mogę zaproponować małą grę: nie wiesz co zrobić ze swoimi resztkami? napisz komentarz! Coś wspólnie wymyślimy.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...